wtorek, 17 lipca 2018

Wisła1200

No, ziomeczki, wyprawa roku już za mną.
8 dni i prawie 1200 km w nogach, asfalt 60%, żwir 30%, błoto 5%, trawa 5%.
Była to na pewno przygoda, nie ściganie, wystartowałem z myślą, żeby tylko przeżyć, dojechać, nie, żeby cisnąć po wynik. Może udałoby mi się urwać kilka godzin jadąc samemu, ale nie miałem dobrej nawigacji, więc wolałem trzymać się innych.
Kondycyjnie byłem przygotowany znośnie, oczywiście brakło szybkości, przez pierwsze dwa dni niepotrzebnie męczyłem się ze skurczami zanim zacząłem brać magnez. Cierpiała też naturalnie dupa, od początku, do samego końca, niestety. Nadgarstki też dostały. I kark - tu błąd, że wziąłem plecak, wprawdzie lekki, ale jednak coś tam ciążyło na ramionach.
Rower sprawdził się wyśmienicie, może przydałaby się tylko amortyzacja z przodu (kierownica karbonowa?) i siodła.

Jakiś film mogę pokazać jak ktoś chce.