Dziś przed świtem za Bąblową namową udaliśmy się znaczyć teren wokół Jeziroa Głębokiego.
Pomysł trafny z punktu widzenie urozmaicenia tras biegowych, choć już na drugim kółku nudziliśmy się okropnie, tym bardziej że Tomek obznaczył trasę już na kółku pierwszym.
Mnie dopadło dejavu z maratonu (nie nawidze drugich kółek !). Nogi wciąż jeszcze bolą. Do tego apetyt mam straszny, ciegle jestem głodny. Nie wiem czy to z powodu panującego zimna, czy wypalenia zapasów podczas biegu. Pewnie jedno i drugie. Do tego odbieram sygnały płynące z klatki piersiowej (!) że nie tylko mięśnie nóg pracowały bez cukru. No i mam wstręt do salomonów, już drugi dzień biegam w Asicsach - ostatniej pamiątce po Mirosławie (za jedyną 100 od buta :-) )
Przygnębiony dramatem Mirosława oraz z powodu jesiennej słoty mam straszne problemy ze wstawaniem.
Wartość grupy (powtarzam za Wojtkiem) i AjronPies (Sobota) ciągną lub jak ktoś woli pchają mnie jednak do lasu.
Te kojące i hipnotyzujace wywody Wojtka i te ratujące życie, upragnione ale zawsze niespodziewane przerwy techniczne Bąbla - nic nie zastąpi dobrej kompanii.
Jutro biegniemy dwójkę we trójkę. Prawdopodobnie Wojtek, ja i Sobota.
Mirek nie powstrzymuj się dłużej, start o 5.45.'
J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz