...co do błota: wprawdzie, gdybyśmy chcieli, dałoby się przejechać tylko wilgotnym kołem całą naszą trasę, omijając pewne miejsca, ale błoto i gęste krzaki działają na nas jak magnes - wtedy można się pożegnać z jazdą a więcej prowadzenia i przenoszenia. Dziś było wyjątkowo ciężko, bo rowery z błotem poupychanym we wszystkie zakamarki zrobiły się cięższe o dobre 2 kg, koła się nie kręciły, nogi grzęzły... Cud, miód. Ale w przyszłą niedzielę wolałbym, żeby nasza średnia prędkość nie
wyniosła 9kmh, ale bliżej 20kmh. Dziś najgorszy kilometr to było 30 minut rzeźbienia w
g#wnie błocie. Absolutny rekord! Poprzednio, w krzakach spędziliśmy zaledwie 26 minut nad jednym kilometrem.
A foty, i owszem, udały się.
Odwiedziliśmy wieżę Bismarcka, zadrzewione już tarasy widokowe poniżej wieży, błota skolwińskie, no i dzikie grusze i jabłonie (zapakowaliśmy trzy pełne plecaki owoców). Mirek pokazał nam też geodezyjny punkt referencyjny, więc nie ma żadnego wytłumaczenia na nasze błądzenie po błocie - to było celowe. Pokazał też gdzie leży zakopane ciało, dziwnie przymykając oczy mówiąc o tym.
Przyszła niedziela? Nie mogę się doczekać!
Jak patrze na foty to zaluje ze mnie z Wami nie bylo...,ale i tak "stan grypowy zmusil mnie" do krecenia na szosie i to w samo poludnie,na " miekko" ale za to w sloneczku...
OdpowiedzUsuńMT