Tylko Mirek, Jarek i ja prawidłowo się rozgrzaliśmy przed basenem. I to mimo zaledwie 1 stopnia. Jak się później dowiedzieliśmy, chciał jeszcze Bąbel, ale zaspał.
Ruszyliśmy więc we trzech plus pies. Tempo raczej spokojne, końcowe tempo wyszło 6:56/km więc spacerowo, ale biorąc pod uwagę gęstość krzaków i częstotliwość podbiegów i tak było ok. No, może to przez przerwę techniczną pod koniec.
Byłem bardziej zmęczony niż po okrążeniu Głębokiego. A Mirek wręcz przeciwnie: parł do przodu, czy pod górę czy przez krzaki wydłubujące oczy z głowy. Chyba Jaga się zakocha w nim.
Trasa fajna, bardzo regularna, widać jakiś zamysł nawet.
A.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bolało mnie gardło i noga. W nocy budził mnie mały Wojtek z Sylwią na zmianę. Biegłem w oparach wczorajszego wieczoru, pasywnie, ledwo, ledwo. Na koniec skęciło mnie boleśnie w trzewiach. Musi to być jakiś wirus.
OdpowiedzUsuńDobrze było się wymoczyć potem w basenie, a co najważniejsze zobaczyć Mirosława w pełnej krasie. Od razu poczułem się lepiej, wrecz wspaniale. Humor mi sie poprawil, podobnie jak po ostatnim wazeniu. Wielkie dzieki Mirek i podziw ze Ty jeszcze dajesz rade biegac i ze kolana to wytrzymuja. :)))