Jednak 5:25 to masakryczna godzina. Ciemno, pusto, smutno i zimno. Na szczęście bez wiatru. Podobno tylko 5 stopni, ale mi było ciepło. Dwa kółka pękły, może nie ot tak, ale w przyzwoitym tempie 5:06. Całość to 53 minuty. Bardzo daleko od naszego rekordu 44 minut, ale rzeczywiście, teraz formy nie ma co żyłować, bo niepotrzebna.
Wstępne ustalenia to: jutro Jarek jeździ, w piątek biega na Urząd, w sobotę o 7:00 krzaki, w niedzielę, przy dobrej pogodzie, szosa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz