Dopadało odrobinkę śniegu i zdeczko przymroziło. Ale gile w nosie nie zamarzały więc było ok.
Mirosław z cała swoją mocą dziś pasował (nie wiemy czy całkiem czy może do Agnieszki).
W każdym bądź razie jego nieobecność wyzwoliła w nas więcej mocy i w stosunku do dnia wczorajszego urwaliśmy z Wojtkiem grubo ponad 10 minut na tej samej trasie. Rozciąganie też wyszło nam żwawiej. O dziwo, pod koniec biegu spotkaliśmy ludzi, w tym dzieci, szwędających sie po naszym lesie z latarkami (moze szukali człowieka w masce?)
Wojtek (jak sam stwierdził za gruby i za słaby) przygnębiony kolejną pingpongową porażką (1 : 9), nie mogąc zasłonić się chorobą i wynikającym zeń osłabieniem, upatrywał powodów swoich tenisowych nieszczęść, w specyficznej (chińskiej) budowie Mirosława - mały, szybki, krótkoręki ...
Te doniesienia utwierdziły mnie w przekonaniu o przyjęciu słusznej taktyki pingpongowej - nie gram wcale i buduje napięcie wśród potencjalnych przeciwników.
Ale bądźcie czujni, gdyż zbliża się czas, kiedy zostaną przecięte wszelkie spekulacje ....
Jaki gruby , jaki słaby... ale fakt nawet takie pomniejsze niepowodzenia działają to na mnie motywująco, bo zrobiłem dziś na bieżni jeszcze 10 km i to interwałami po 1km na zmiane: 10km/h i 15 km/h.
OdpowiedzUsuńW tej konkurencji, jak również w ilości wypijanej i wypacanej wody nie mam sobie równych:).
Ale ping ponga nie odpuszczam, rozkręcam się, ale z przewagi MM widac , kto więcej trenuje ... pingla :) a Ty Gruby nie ściemniaj tylko szykuj się., niebawem turniej ogłoszę