czwartek, 28 stycznia 2010

Śnieżna masakra

Łał! Dzisiejszy bieg to ostateczny dowód na to jak nienormalni jesteśmy. Zwykły człowiek wybiera otyłość, gnije rankiem w łóżku i obżera się nocą. A my nie, my musimy wyłazić na mróz i przedzierać się przez krzaki ze śniegiem po kolana. W dodatku po górkach.
A tak naprawdę, to pogoda była świetna, lekki tylko mróz, w lesie bezwietrznie i tylko ten śnieg - nie dało się od niego uciec, nie dało się zapomnieć, nie pomagały żadne skróty, podskoki - był wszędzie i cały czas.
Tempo górek, czyli zwykle ok. 7-8 min/km dziś osiągnęło swój dołek - 10:07/km - szczyt.
No, ale za to napatrzyliśmy się na śnieg - głównie pod nogami.
Mapka TU, foty ówdzie:


2 komentarze:

  1. Nic dodać, nic ująć (na temat normalności). Było fajnie. Momentami nawet biegliśmy. Świetny trening na siłę. Pod górki szliśmy, podbiegając po pare kroków. Uda i łydki pompowały się na kamień. Z tego powodu i z braku czasu przysiady nie były raczej możliwe, więc już sobie je podarowaliśmy. Adam się spocił (przyznał się). Wyp........m się na Gubałówce uderzając piszczelem w jakąś betonową krawędź pod śniegiem.
    Boli jeszcze taraz. Jest rana - do obejrzenia jutro na basenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko dodam, że tę "betonową" krawędź Jarek tak ukruszył, że aż zaczęła kląć.

    OdpowiedzUsuń