niedziela, 27 listopada 2011

2011.11.27 - rowerowa niedziela

Skład był mocny, choć spóźniony; mi jak zwykle wyszło czekać od 7:50, zwiedziłem ruinki, potem przyjechał Robert, później Wojtek, niespodziewanie Mirek, i prosto z łóżka Czarek. Jarek podobno z pedałami to nie chciał. Ciekawe z kim by chciał?
Zaczęło się od przeglądu rowerów - tu podpompuj, tu przesmaruj... Potem mocny start z podjazdami, zjazdami. Trasa konkretnie zamotana, specjalność Mirka - i ścieżki, i krzaki, młodniki, szosy może 5%. GPS twierdzi, że suma przewyższeń, na którą wjechaliśmy to 905m. Nic dziwnego, że tempo biegowe - 5:35/km. Czarkowe pełne koło z tyłu chyba się nie sprawdziło, bo musiał nas opuścić wcześniej. Ja też właściwie chciałem wtedy, ale nie miałem tego żelaznego argumentu w postaci pełnego koła, no i Mirek mnie zwiódł, że właśnie zacznie się najlepsze. Hehe, Robert dwa razy, Mirek raz wywinęli orła. No i guma pękła u Mirka.
Byłem nastawiony na raczej dwie godziny jazdy, więc ta gratisowa godzina ekstra na końcu mnie zmaltretowała - otwarte pole, pod górkę chyba cały czas i ten wmordewind - miałem dość, podobno wyglądałem niewyraźnie. Oczywiście byłem też chory, ale dobrze, że się ukryłem z tym - na przyszłość: nigdy nie zdradzaj swojej słabości.





2 komentarze:

  1. Nie było widać tej Twojej słabości Adam, bo wraz z grubonogim ciągnęliście peleton w większej części trasy. Mój garmin wysiadł w trakcie, więc nie wiem ile kalorii spaliłem ale patrząc na Twoje prawie 1.900 i swoje wczorajsze samopoczucie to pewnie podobnie. Trasa wyjątkowo ładna ale ten końcowy podjazd wlazł mi rownież w nogi. Mam nadzieję niedzielny rower będziemy kontunuować do wiosny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłoby fajnie tak jeździć, jestem za. Muszę trochę ten rower zajeździć zanim go zmienię na nowy.
    Co do zmęczenia, może i wyglądało to ok, ale czułem się już naprawdę słabo - ledwo siedziałem na siodełku, ledwie stawałem na pedały. I ten wiatr... Ale jednak cieszę się, że nie odpadłem daleko a tylko z 50m. Inna sprawa, że pewnie zwalnialiście czekając na mnie.

    OdpowiedzUsuń