Dziś rano, zgodnie z planem, Jarek i ja, i oczywiście Jaga, ruszyliśmy emeryckim tempem z pętli. Jaga prawie od razu się zgubiła, zaraz się znalazła na szczęście, ale staje się to nagminne. Muszę z nią poważnie porozmawiać.
Cuję, że Jarek z grzeczności zgodził się na takie spokojne tempo, nawet czasem sapał i stękał - też pewnie z kurtuazji. Ale mnie właśnie takiego tempa potrzeba, bo się zdołowałem po tym środowym gonieniu za Wojtkiem i Jarkiem.
Pobiegliśmy baaardzo improwizowaną trasą, chyba nie-do-powtórzenia, ale zobaczyliśmy wielki dół, doszliśmy do wniosku, że to lej po bombie. Widać go nawet na odczycie z GPS - na stronie nokiasportstracker, zaraz po pierwszym kilometrze biegu, po prawej stronie szosy - tylko widok trzeba przełączyć na satelitarny - wielka, regularnie okrągłą dziura o średnicy ze 20m i głębokości z 4. Zero drzew i to właśnie widać z satelity.
Potem jeszce napatoczył się odyniec-przystojniaczek, raczej młody więc szybko odcwałował.
Wracaliśmy prawie górką Adama, ale biegliśmy przez Gubałówkę i potem utkwił mi tylko taki jeden wyj^%%*sty podbieg. Ledwo się tam wtoczyłem.
Jeden zapis z GPS a w jednym miejscu wygląda tak
a w drugim tak
Głosujcie: 1 czy 2?
Dla porównania jeszcze zapis z GPSu Nokii - widać, że jednak lepiej sobie radzi. Ale, niestety na wylocie.
Jutro rower na ruinkach o 7:30, w poniedziałek basen.
A
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zdjęcia jak zwykle kapitalne. Wywołują z pamięci wspomnienie biegu. Przypominją mi się też biegi z przed lat z MPG, gdzie każdy bieg był improwizacją. Zawsze jakoś udawało się wrócić na czas. Plansza się kończy. W tygodniu też proponuje improwizować. Bieganie "tras" nie robi się nudne.
OdpowiedzUsuńNokia wygrywa.
J