Z powodu pracowitego weekendu, nie pobiegałem ani razu, więc dzisiejszy bieg był dla mnie rozruszaniem się. Jarek za to aktywnie w weekend pracował. ale odbiło mu się to na zdrowiu. Wojtek chyba aż za aktywnie, bo nie było go w ogóle. Oczywiście omówiliśmy i to.
Trasa jak zwykle malownicza, improwizowana, taka jak należy.
Link do mapki TUTAJ.
Jutro to samo, SZÓSTA ZERO ZERO, w piątek basen, w sobotę bieg i w niedzielę rower.
A.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Po weekendzie bolalo mnie gardlo. Strasznie, ale za to na szczescie tylko jeden dzien.
OdpowiedzUsuńBoje sie, ze Wojtek mogl zatrzasnac sie w skrzyni. Gdyby do jutra nie dawal znaku zycia, bedziemy musieli zareagowac.
Jeszcze sie taka nie znalazła, co by mnie do skrzyni chciała schować :) Zarobiony jestem i musiałem dziś być wcześniej. Jutro powinienem być i trochę te Wasze tempo podgonię
OdpowiedzUsuńOdetchneliśmy z ulgą.
OdpowiedzUsuńNa dowód życia, dzis wieczorem, Wojtek pojawil sie pod moim balkonem proszac o (kurze)jajo (?). Po historii z bocianem, juz nic mnie nie dziwiło. Pobralem wiec ze spizarni 10 jaj w pojemniku i udalem sie na balkon. Pierwsze jajo bezbłednie trafilo do celu. Przypomnialy mi sie lata dzicinstwa, rzucanie jaj i worków z woda w procesje. Drugie jajo, rzucone w siatce, udało się Wojtkowi złapac.
Jaja byly wsie, od tescia, mozliwe ze Wojtkowa forma po podaniu jaj drastycznie wzrosnie ...
Dziękuje za jajka, były świetne i kolacja sie udała ale moja dzisiejsza forma słabiutka, pewnie musiałbym parę zgrzewek zjeść. W tych z lidla wiecej epo :)
OdpowiedzUsuń