czwartek, 28 października 2010

28 X 2010

Deszcz wybił mi rowerek z głowy, biegać też się mi się nie chiało w taką pogodę. Triathlon ma jednak swoje zalety - wybrałem basen.
Postanowiłem znów zaatakowac 80 długości, dzieląc je na 16-tki. Od samego początku ostro wziąłem się do roboty i poszło bez kłopotu. "Wyciągnąlem się" z niecki jeszcze przed gwizdkiem ratownika. Ostatnią długość triumfalnie przedryfowałem na biegu jałowym. I tak sobie pomyślałem (paradox), że nie będę pływał szybciej, pływając tak wolno jak do tej pory.
Technika ma oczywiście ogromne znaczenie, ale nie ma co sie dziwić, ze źle leżę na wodzie lub nogi mi toną, jeśli nie napieram do przodu. Kanada miała rację - wszystko jest w łapach.
Od tej pory dość tego opieprzania się w wodzie.
Adam potraktuj to jako wyzwanie, skoro ja już robie 80, to Tobie powinno udać się machnąć 105.
 
Poszperałem wczoraj po forach biegowych w temacie bóli piszczeli. Kontuzja okazuje się dość powszechna, główna przyczyna to brak rozgrzewki mięśni odpowiedzialnych za ruch stopy, głównie prostowników. Zaczynamy biegać rano po kilku zaledwie krokach bez żadnej rogrzewki. Udało mi sie wyżebrać w aptece diclofenac bez recepty - działa rewelacyjnie. Rozgrzewkę tez będę malutką robił.
 
Jutro więc już nie pływam, biegnę lube pedaluję.
Zostaje ktoś na weekend?
 
J

1 komentarz:

  1. Oj, chyba jednak pływasz. Kanada przychodzi i będzie pokazywała dryle. Wojtek, dawaj! 6:15.
    Ja dziś rano pobiegał 6,5km, dalej spokojnie, bez żadnego napinania się. Ale na basenie to dam czadu. Znaczy się, po ćwiczeniach.
    Jarek, gratulacje! Osiem dych to już przyzwoicie. Przecież nikt oprócz nas tego nie napływał.

    OdpowiedzUsuń