niedziela, 26 września 2010

2010 09 26 - SETA!

Udało się! Trwało to i trwało, ale setka pękła. Wprawdzie na szosówce, słyszałem, że wyczynem jest 100 mil, ale 100km też nieźle.
Zaczęło się wcześnie, o 6:00, po ciemku, pojechałem na Głębokie, a potem do Dobrej, gdzie dołączył do mnie Jarek. Zrobiliśmy duuużą pętlę po Niemczech i wróciliśmy stroną polską. Wreszcie jakaś odmiana od tej starej trasy. Dzisiejsza wygląda TAK.
W Będargowie zrobiliśmy sobie postój na wymarzoną kiełbasę z chlebem. I kolę. Pycha. Jakby jeszcze była grzana w mikrofali to byśmy chyba tam zostali na obiad. Moja nokia mi mówi, że przepaliłem 6400 kalorii, ale to chyba ściema.

Jutro pływamy (bez ćwiczeń).
A.

2 komentarze:

  1. Nie bylem tak dzielny jak Adam. Setki nie przejechalem. Ale zdecydowanie cos blisko 85km. Kielbasa "zwyczajna" (nie to co padlina z Lidl'a} najsmaczniejsza jaka jadlem, zapijana cola, miod z beznzyna - ambrozja. Trasa inna, miejscami irytujaca, ale tak to bywa jak sie jedzie pierwszy raz w nieznane. Pod katem technicznym moje przemyslenia sa takie, ze mozna "spokojnie" przejechac te 180km z Irona. Trzeba robic male przerwy i zmniejszyc tempo o jakies 10%. Do tej pory gnalismy ile sil. Po przejechaniu 50-60km czlowiek byl zdymany. Tempo przeklada sie na dystans. Wolniej zajedziesz dalej.

    J

    OdpowiedzUsuń
  2. No chłopaki, szacun, dystans i średnia prędkość, to już prawie iron!!!

    OdpowiedzUsuń