Dziś zestaw sobotni: Mirosław, Jarosław, Jaga, ja i krzaki. Było mokro, owszem, nawet bagniście miejscami, ale tych górek to nie wiedziałem, że tyle jest w tym lesie.
Po wczorajszym wieczornym basenie wystartowałem dziś do biegu od razu na zmęczonych nogach. A potem było już tylko gorzej, przerwy, chodzenie, sapanie, zaczepianie o gałęzie. Dobrze, że dobiegłem. Mapka wyszła taka, fotki wrzucam poniżej. Na jednej Jarek już świętuje swój pewny tryumf na mecie.
A.
PS. Ja jutro pauzuję, ale Jarek i Mirek umawiali się na rower, przy braku wiatru, albo na ścieżkę zdrowia. Ich pytać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz