wtorek, 27 lipca 2010

27 7 10

Skoro nikt sie nie wychyla, to może ja sprobuje.
Adam, Mirek, Wojtek, ja i suka Jaga, wyposażeni w mape i zepsuty kompas udalismy sie przez krzaki na poszukiwanie lesnej polanki. Bieglo sie fajnie i przyjemnie. Z gory na doł, z dolu do gory, przez rowy i krzaczory - przełajowo - w sam raz by sie rozdarly nowe Wojtkowe galotki od crafta. Tempo momentami bylo calkiem dobre, zważywszy że grupe prowadzil Miroslaw, który jak glosza plotki rozsiewane przez zazdrosnych i złośliwych ludzi, jest zawodnikiem w schylkowym etapie kariery biegowej. Tudzież tempo albo brak otwartej przestrzeni, a moze jedno i drugie, osłabily nam Szempiona. Topiac sie we wlasnym pocie pojekiwal tylko z cicha pod nosem. Na wszelki wypadek sprawdzilismy czy W nie biegnie w piance z Lidla. Pocieszeni cudza slaboscia, no bo nic tak nie cieszy, zawrocilismy do aut. Radosc mieszala sie z przerazeniem. Perspektywa wleczenia upoconego Wojtka za soba lub ewentualnie alternatywa kopania plytkiego grobu golymi recyma wydawaly sie straszne. Czujac zblizajacy sie koniec Wojtek zapragnal bliskosci. Padlo na Mirka, ktory nie opieral sie nawet, chociaz na szczescie obylo sie bez siadania na glowie.
No i to tyle.
J

-----


Mapka tu, widać niezłą orientację Mirka, początkowy odcinek prosty jak .... drut. 


Fotki takie:



Jeszcze wszystko normalnie





A gdzie Wojtek?







No nie, k^%$^%, znowu trawy!















































Jutro dwa rowery: rano, grupa właściwa - Jarek i ja o 5:30 na Głębokim, po południu - grupa niewłaściwa - BBL ;)
Wybór jest.


A



1 komentarz:

  1. Najblizsze plany:
    sroda 5.30 petla glebokie rower szosa
    czwartek bieg 6.00 petla podborzanska
    piatek 6.20 berti derdowskiego zbiorka i wyjazd do gryfina.

    OdpowiedzUsuń